Turystyka kulinarna bije na świecie rekordy. Od lat turyści z całego świata wybierają jako cel swoich wędrówek miasta, w których np. znajdą restauracje z gwiazdkami Michelin. Ostatnio dokładnie z tego powodu boom turystyczny przeżywa np. Wilno, w którym eksperci kultowej francuskiej marki oponiarskiej wyróżnili swoimi gwiazdkami trzy znakomite restauracje.
Bydgoszcz jak na razie nie posiada knajpy z gwiazdkami Michelin, ale to nie oznacza, że nie mamy swoich turystów kulinarnych. Otóż mamy takie miejsce i to znane w całej Polsce!
Wszystko za sprawą youtubera „Książula”, społecznego fenomenu recenzującego na swoim kanale YT restauracje, bary, knajpy, budki z jedzeniem i inne przybytki, od ekskluzywnych do przydrożnych, które za pieniądze karmią ludzi. Jego filmy biją rekordy popularności, oglądalność idzie w miliony, a sława lub niesława recenzowanych jadłodajni decyduje o dalszych losach ich właścicieli.
„Książulo” gościł już w Bydgoszczy kilkukrotnie, ale to ostatnia wizyta odbiła się największym echem wśród odbiorców. Otóż odwiedził on pizzerię Jolanta, w której skosztował pizzę „Petarda”, podobno mająca być najostrzejszą pizzą w Polsce. „Petarda” jest podobno tak piekielnie ostra, że nie ma jej w ofercie „na dowóz”, z ostrożności, żeby nie jadły jej dzieci. Oglądanie filmu „Książula” i tego co się z nim dzieje po zażyciu „Petardy” nie należy do najprzyjemniejszych doznań, więc ani tego nie polecam, ani nie zamierzam się na ten temat rozwodzić. Spocony, męczący się każdym kolejnym kęsem facet raczej powinien być przedmiotem zainteresowania psychologa, niż felietonisty.
Nie będę też rozpisywał się o innych śmiałkach, którzy przybywają do Bydgoszczy tylko po to, by się zmierzyć z „Pertardą”. Wspomnę o niejakim Czerwonym Pingwinie (ksywy youtuberów wciąż potrafią mnie zadziwić), który podobno jako jedyny dokończył „Petardę” do ostatniego okruszka, natomiast część internautów kwestionuje jego sukces, z racji natychmiastowego wyrzygania zawartości do muszli klozetowej.
Czy rzeczywiście o takich turystów kulinarnych jak pan Pingwin nam chodzi? Gdzie te czasy, kiedy aktor i satyryk Jacek Fedorowicz rozpisywał się o legendarnym strogonowie, chłodniku i „Pani Walewskiej” w „Hotelu pod Orłem”? Kiedy kulinarny krytyk Piotr Bikont bronił w swoich recenzjach tezy, że najlepsze pierogi w Polsce są w bydgoskiej „Pierogarni” przy Dworcowej (podpisywał się pod tym Adam Gessler), a czernina – w Baba Jadze w podbydgoskiej Brzozie?
Gdyby „Książulo” urodził się 30 lat wcześniej mógłby w Bydgoszczy nie pocić się nad zakazaną dla dzieci pizzą „Petardą”, tylko wpaść do restauracji „Michał” na Błoniu na piastowskiego rogala, albo do „Rybnej” przy Gdańskiej (szefem kuchni była tam Pani Irena Kozłowicz, mama obecnego wiceprezydenta Bydgoszczy) na śledzika w oleju czy smażonego sandacza.
Nie wspomnę o schabowym z ziemniakami w ogródku przy „Słowiance”, golonce na „Zawiszy” czy rumsztyku z cebulą w Hotelu „Brda” .
Mógłbym jeszcze długo wymieniać dania i restauracje dawnej Bydgoszczy z jednego prostego powodu – minęły lata, jak ich nie ma, ale smaki wciąż są zapisane w mojej pamięci. I nie tylko mojej.
Trochę mi się zrobiło żal współczesnych konsumentów, w tym „Książula”, że w ich pamięci zapisze się piekielny ogień z „Petardy” i to będzie ich kulinarne wspomnienie Bydgoszczy po latach. Żałujcie, że nie było wam dane skosztować prawdziwie legendarnej bydgoskiej kuchni.
PS.
W ostatnim felietonie opisywałem absurdalną kontrolę Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów-Rolno Spożywczych (IJHARS), która rok temu zakwestionowała skład niektórych gatunków lodów serwowanych przez Romka Górala w Caffe Primo. Przypomnę, że inspektorzy zrobili dym, bo w znakomitych lodach Romka było więcej składników, niż podawał w recepturze.
Aż rodzi się pytanie, czy państwo inspektorzy skosztowali „Petardy” i sprawdzili jej skład? Jeśli mają zbyt delikatne podniebienia, polecam przesłuchać Czerwonego Pingwina, albo sprawdzić zawartość klozetu w „Joannie”.
Napisz komentarz
Komentarze