Śledztwo internautów oraz lokalnych portali było pełne zwrotów akcji i dramaturgii. Prawie dziewięciometrowy, ponad dwutonowy smok nie rozpłynął się przecież w powietrzu, złodzieja musiały namierzyć kamery monitoringu lub rejestratory ulokowane w autach innych uczestników ruchu.
Tak też się stało. Szybko zaczęły krążyć w sieci zdjęcia pokazujące dość zaskakujący obraz. Oto luksusowego smoka ciągnął zdezelowany Opel, mało tego - na szwedzkich tablicach rejestracyjnych. Niczym w dobrym kryminale - media, a konkretnie portal wyborcza.pl, dotarł do właściciela tablic rejestracyjnych zamontowanych w Oplu. Pan Krzysztof z Chojnic ujawnił, że tablice zostały skradzione z auta jego dziewczyny Oli, które kupił jej w prezencie.
„Mieszkam i pracuję w Szwecji, było mnie stać na nissana qashqai, o którym moja dziewczyna zawsze marzyła. Przyjechała do Polski szczęśliwa..." – mówił dziennikarzom. Złodziej przyczepy oraz tablic sprezentowanych pani Oli szybko padł pod naporem kolejnych zdjęć z jego trasy publikowanych w sieci i porzucił luksusową przyczepę, jednak wcześniej zdążył ją ogołocić z wartościowego wyposażenia. Zniknęły też wszystkie bagaże, bowiem rodzina była już spakowana na wakacje.
Wszystko zakończyło się szczęśliwie, choć z doniesień medialnych nie do końca wiadomo, czy do pani Oli wróciły szwedzkie blachy skradzione z jej Nissana.
Ten sielankowy obrazek psuje trochę kompletna nieudolność policji. To zadziwiające, że żadnego z dzielnych funkcjonariuszy tak aktywnej na co dzień drogówki nie zdziwił widok grata na szwedzkich blachach ciągnącego rzadko spotykaną na naszych drogach przyczepę de luxe. Żeby namierzyć ten nietypowy zestaw wystarczyło zajrzeć do sieci, internauci publikowali kolejne miejscowości złodziejskiej eskapady niemalże w czasie rzeczywistym.
Może gdyby złodziej ciągnął przyczepę kombajnem, wtedy patrol drogówki by nim zainteresował?
Napisz komentarz
Komentarze