Kiedy stałem nad trumną Ryszarda Moczadło, w tle brzmiała przejmująca muzyka Andrzeja Przybielskiego. I trudno mi przyjąć do wiadomości, że działo się to dokładnie 20 lat temu.
Polska wtedy była inna i my byliśmy inni. Nie wiem, czy lepsi, czy gorsi, ale jakby w pełniejszym składzie. I wspomnienie o Tobie Rysiu, jest tego najlepszym dowodem. Do śmietnika wrzucam przysłowie, że nie ma ludzi niezastąpionych. Są.
Ciebie Rysiu nie da się zastąpić.
I Andrzeja, który pożegnał Cię tak subtelnie swoimi dźwiękami, też nie, bo przecież również odszedł za wcześnie. Dzisiaj pewnie siedzicie gdzieś na niebiańskiej łące, popijacie coś pysznego, do tego wspaniałe jedzonko i przygrywacie, że was słychać w najdalszych zakątkach. Albo rozmawiacie o jazzie - waszej wspólnej, wielkiej miłości.
A nam tutaj na dole zostały tylko wspomnienia. I żal za chwilami, które nigdy nie wrócą. Rozmydlają się w pamięci, choć całe szczęście, że jeszcze tam trwają.
Trudne to zadanie przypomnieć młodszym czytelnikom twoją sylwetkę, Rysiu. Można śmiało powiedzieć, że niewykonalne, bo przecież o kimś tak barwnym, ciekawym, pracowitym, wielowymiarowym, ważnym i dobrym człowieku nie da się napisać w tak niewielu znakach.
Zacznę sztampowo.
Urodziłeś się w 1948 roku w Koronowie. Różnie się układały życiowe losy, w różne miejsca kierował Cię los, ale Koronowo zawsze było ważne. Ze swoją duszą wrażliwca i humanisty ukończyłeś technikum i tam zaraziłeś się drugą pasją – muzyką jazzową. Tak ważna była dla Ciebie, chłopaka z Koronowa, legitymacja Klubu Jazzowego w Krakowie. Kształciłeś się muzycznie. Ukończyłeś studium w klasie kontrabasu i przeniosłeś z rodzinnego Koronowa do Bydgoszczy. Od tej chwili byłeś już nasz.
Później praca w Oddziale Północnym Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Gdyby nie ta przedwczesna śmierć właśnie obchodzilibyśmy 50 rocznicę Twojego zaangażowania Ryszardzie, w propagowanie jazzu. Razem z szefem stowarzyszenia Rysiem Jasińskim organizowaliście popularne Pomorskie Jesienie Jazzowe. To wam zawdzięczamy legendarne koncerty wielkich wykonawców w naszym mieście. Serce bije szybciej na samo wspomnienie tych nazwisk. Pilotowałeś trasy koncertowe Budki Suflera, Perfectu , Lady Pank czy Czesława Niemena. Wymieniam tylko największych, a pełna lista wypełniłaby cały felieton.
W nowej Polsce też radziłeś sobie znakomicie. Zawsze znajdowałeś wyjście z sytuacji. W latach dziewięćdziesiątych założyłeś agencję Music Shop. Zająłeś się organizacją wyborów Miss Polski. Wypromowałeś Agnieszkę Pachałko, późniejszą Miss International, czy Miss Polski Magdę Lewandowską.
Przyjaźniłeś się z wieloma ludźmi, a tak naprawdę obdarzałeś nas swoją przyjaźnią. Muszę wspomnieć o dwóch, szczególnych dla Ciebie osobach.
Pierwsza to Włodek Szaranowicz, telewizyjny komentator, legenda polskich mediów i polskiego sportu. Wiem, jak lubiliście razem spędzać czas. Szczególnie na działeczce nad Zalewem Koronowskim, kiedy zgiełk już całkowicie milkł.
I druga przyjaźń, z której wykiełkowało tak dużo dobra. To przyjaźń z Jurkiem Owsiakiem. Od początku Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy byłeś zaangażowany w to wielkie dzieło. Jestem pewien, że gdyby nie Twoje oddanie, największa akcja charytatywna świata nie rozwinęłaby się tak prężnie. Do śmierci pełniłeś funkcję szefa sztabu regionalnego WOŚP.
Na koniec - wspomnienie osobiste.
Byłem wybrańcem, z którym przegadałeś niejedną godzinę, nie jedną noc. Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że dane mi było zaliczać się do grona Twych przyjaciół. Kiedy żyłeś wydawało się to oczywiste, jak Ciebie zabrakło – wydaje się mistyczne. Najbardziej zapamiętam towarzyskie życie toczące się wokół dyskoteki „Muzyczna” naprzeciw Eltry przy ul. Dworcowej. Te zabawy, kameralne koncerty… Maryla Rodowicz, Andrzej Zaucha, twój przyjaciel Stasiu Soyka. I Ty - duchowy przewodnik tego miejsca, dusza towarzystwa, przyjaciel.
Zostałeś w nas na zawsze, zostałeś na zawsze w tym mieście.
Twój syn Michał kultywuje godnie dzieło ojca i prowadzi bydgoski sztab WOŚP.
Będziesz tu z nami Rychu do końca świata.
A nawet o jeden dzień dłużej.
Napisz komentarz
Komentarze