Niby było tak, jak w poprzednich latach. Niewielka ilość bali jak zwykle zachwycały poziomem, frekwencją, świetną kuchnią.
Cieniem nad tym wesołym w sumie okresie, pokryła się tragedia, jaką był pożar Fabryki Lloyda. To właśnie tam miały się odbyć w końcówce karnawału dwa bale. Ich organizatorzy w ekspresowym tempie zmienili plany i udało się znaleźć nowe miejsca na zabawę. A temat to skomplikowany, bo to czas studniówek i większość atrakcyjnych lokalizacji jest już zajęta na kilka miesięcy wstecz.
Jednak Barbara Cichowicz swój tradycyjny EXCLUSIVE NIGHT zdążyła przenieść do La Rosy, a prezes Astorii Bartłomiej Dzedzej na Bal Koszykarza znalazł miejsce w Cukrowni Żnin.
Odbyło się jeszcze kilka imprez cyklicznych. 20 lecie powstania w Bydgoszczy jednostki NATO i JFTC świętowano w Holiday Inn, Politechnika bawiła się w Hotelu City, a Anna Mackiewicz już po raz 17-ty patronowała zabawie członkiń i sympatyczek Demokratycznej Unii Kobiet, tym razem w restauracji CO.
Spora grupa towarzyska z Bydgoszczy udała się na tradycyjny już XII Marszałkowski Bal Dobroczynny w toruńskich Jordankach.
Odnotować muszę też wesołą imprezę karnawałowych przebierańców zorganizowaną w Restauracji „Zatoka”
Jednak mimo wszystko czuję niedosyt. Z roku na rok czuję, że gdzieś ucieka klimat karnawału. Pokolenie ludzi między 20 a 45 rokiem życia nie wyraża nim praktycznie żadnego zainteresowania. Ciekaw jestem wyników sondażu właśnie w tej grupie wiekowej z prostymi pytaniami: „Kiedy się zaczyna, a kiedy kończy karnawał?", „Dlaczego obchodzimy Tłusty Czwartek?", „Czym jest tzw. śledzik?" Nie wiem, jakie byłyby odpowiedzi, jednak przypuszczam, że tylko utwierdziłyby mnie w przekonaniu, iż młode pokolenia o karnawale nic nie wie i ten jakże ważny czas w roku kompletnie ich nie obchodzi.
Wyjątek mogą stanowić studniówki, choć zaczynają one przypominać przerost formy nad treścią. Zabawy tam coraz mniej, przypominają one często swoisty jarmark próżności za coraz większe pieniądze.
Dlaczego? Ponieważ my, pokolenie karnawału, którego dorosłość przypadła na czas PRL-u wyczekiwaliśmy tych kilku tygodni przez wiele miesięcy. Bawiliśmy się w karnawale po blady świt w restauracjach, na balach i domowych prywatkach. Nie patrzeliśmy na zegarki, nie raz szliśmy rano do pracy wprost z parkietu. I kiedy przychodził Tłusty Czwartek to jakoś robiło się żal, że jeszcze tylko jedna sobota, wtorkowy śledzik i znów długie miesiące czekania.
A dzisiaj? Karnawał mają przez cały rok. Nawet 1 listopada w klubach rozbrzmiewa muzyka pod hasłem Halloween .
Czy to źle? Nie chcę oceniać. Ale jedno wiem na pewno: Nie wiecie młodzi, co tracicie.
Napisz komentarz
Komentarze