"Do wtargnięcia do urzędu doszło w momencie, gdy I Wicewojewoda Piotr Hemmerling ustalał skład delegacji, którą zaprosiłem na merytoryczne rozmowy do środka urzędu. W tym czasie +prowokator+ krzyknął +wojewoda zaprasza wszystkich+ i tłum ruszył w stronę drzwi, a część osób przepchnęła policjantów" - napisał Sztybel.
Wojewoda zaznaczył, że "szczegóły, pełne okoliczności i pełne nagranie również z wewnątrz budynku przekaże Policja".
W komunikacie Sztybel odniósł się również użycia przez policję gazu pieprzowego w czasie szturmu, w wyniku czego poszkodowana została stojąca blisko dziennikarka Polskiego Radia PiK.
Wojewoda podkreślił, że osobiście rozmawiał z dziennikarką i wyraził ubolewanie w związku z zaistniałą sytuacją i zapewnił o pełnym wsparciu, gdyby potrzebna była pomoc medyczna. Na szczęście - dodał - dowiedział się, że nie ma takiej potrzeby.
Zaznaczył też, że użycie gazu zawsze musi być wyższą koniecznością, a o uzasadnieniu użycia będzie informowała policja, która podejmuje tego typu decyzje.
"Od rana dostępny dla protestujących był I Wicewojewoda Piotr Hemmerling odpowiedzialny za rolnictwo. Następnie ze względu na eskalację protestu, wróciłem ze spotkania (...) z wójtami gmin wiejskich. Natychmiast zaprosiłem delegację protestujących do środka" - podkreślił Sztybel.
"Ubolewam, że protest poruszający ważne sprawy dla polskiej wsi, w którym wzięło udział bardzo wielu rolników, zaczął być wykorzystywany przez siły polityczne, a pośród wielu uczestników, szczerze broniących interesów wsi, znaleźli się politycy Prawa i Sprawiedliwości, mimo że przedstawiciel ich partii Janusz Wojciechowski jest komisarzem ds. rolnictwa w Komisji Europejskiej" - dodał.
Sztybel poinformował, że zgodnie z wcześniejszą deklaracją postulaty protestujących przekazał ministrowi rolnictwa i rozwoju wsi Czesławowi Siekierskiemu.
Protest przed urzędem wojewódzkim trwał od rana od popołudnia. Przez długi czas protest przebiegał spokojnie, a do rolników kilkukrotnie wychodził wicewojewoda Hemmerling.
Jeszcze przed spotkaniem z wojewodą Sztyblem protestujący na dziedzińcu przez urzędem wojewódzkim podpalili opony i słomę, płonęły pochodnie. Buchał ogień i gęsty dym. Najbardziej odczuli to policjanci, którzy stali na schodach urzędu i strzegli wejścia do urzędu.
Gdy już doszło do zaproszenia delegacji na rozmowy grupa protestujących przypuściła szturm i próbowała wtargnąć do urzędu. Wówczas interweniowali policjanci, którzy użyli gazu pieprzowego.
"Policjanci byli zobligowani do podjęcia interwencji, gdyż było to działanie nielegalne. Niestety siła używana przez funkcjonariuszy była niewystarczająca. Pomimo wezwań do zaprzestania takich działań, protestujący nie reagowali. Konieczne było użycie środka przymusu bezpośredniego - gazu pieprzowego. Dopiero to spowodowało skuteczność działań policjantów i osoby te się wycofały" - powiedziała PAP rzecznik prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy mł. insp. Monika Chlebicz.
Po zakończonych rozmowach w urzędzie wojewódzkim i wystąpieniu wojewody zakończyła się manifestacja, a stojące na ulicach ciągniki odjechały.
Na protest do Bydgoszczy przyjechało kilkaset ciągników, które zajmowały część ulic Jagiellońskiej, Focha i Jagiellońskiej. W ostatnich godzinach protestu, gdy trwał szczyt popołudniowy ul. Jagiellońska przez urzędem wojewódzkim była całkowicie nieprzejezdna.
(PAP) autor: Jerzy Rausz rau/ jann/
Napisz komentarz
Komentarze