Czy podpisalibyście się państwo pod zdaniem, że Stefan Pastuszewski jest najwybitniejszym żyjącym bydgoszczaninem?
Felietonista w Bydgoszczy nie ma łatwego życia. Powiedzmy sobie szczerze – nie jesteśmy jakiś wulkanem wydarzeń, szczególnie o tej porze roku dzieje się niewiele.
Szukam inspiracji w codziennej lekturze mediów internetowych (papierowych od 2015 roku raczej unikam). Mam swój sposób szukania tematów – czytam wszystko, a jeśli na czymkolwiek mój wzrok zatrzyma się dłużej, niż 5 sekund, rozważam, czy nie jest to dobry temat dla lokalnego felietonisty.
Dzisiaj moją uwagę przykuł podpis pod zdjęciem w portalu Tygodnik.bydgoski.pl o treści: „Stefan Pastuszewski, jego Bydgoszcz, jego Kresy, jego twórczość i życie. Wywiad z najwybitniejszym pośród żyjących Bydgoszczan (cyt. opinię p. Andrzeja Adamskiego i nie tylko jego).”
Przyznaję – wprowadził mnie ów podpis w rozmyślanie dłuższe niż 5 sekund, dumałem nad wielkością Stefana Pastuszewskiego dobre pół godziny.
Oto co wydumałem. Pastuszewski nie jest żadnym „najwybitniejszym spośród żyjących bydgoszczan”, co oczywiście wie już sam autor podpisu pod zdjęcie, dodając asekurancko: „cyt. opinię p. Andrzeja Adamskiego i nie tylko jego”.
W myśl tej zasady można by najwybitniejszym żyjącym bydgoszczaninem nazwać pana Henia prowadzącego budkę z zapiekankami, krawcową panią Iwonę albo piekarza pana Mariusza. Wszak szerzej nikomu nieznany autorytet Tygodnika Bydgoskiego pan Adamski mógłby tak uznać i, trzymając się argumentacji Tygodnika, „nie tylko on”. Po co więc redaktor klecący podpis pod fotografią Pastuszewskiego wypisuje takie dyrdymały?
Otóż jest w tym jasny cel – żeby postawić czytelników przed faktem dokonanym przedstawiając im prawdę ostateczną, kanoniczną, niedyskutowaną. Tak współcześnie mianuje się w pewnych środowiskach autorytety, stawiając odbiorców pod ścianą, nie dając im specjalnie możliwości odwrotu. Czyni takie postępowanie wielką szkodę nie tyle Tygodnikowi Bydgoskiemu, garstce czytelników, ale przede wszystkim samemu Pastuszewskiemu, który staje się dzięki tego typu kabaretowym określeniom - pośmiewiskiem.
W ten sposób całkowicie rozmywamy umiejętność kreowania przez mediów autorytetów, tak więc rolę tę przejmują wśród młodzieży internetowe dziwolągi tłukące się w klatce na galach Fame MMA lub tzw. raperzy mający problem z wypowiedzeniem poprawną polszczyzną choćby jednego zdania.
Wracając do pytania, które jest kluczem do dzisiejszego felietonu – Kto według Państwa jest najwybitniejszym żyjącym bydgoszczaninem?
Zbigniew Boniek, Jan Rulewski, prof. Marek Harat, Tomasz Gollob, Jerzy Hoffmann, Adam Sowa czy może Bedoes?
Każdy ma swoją odpowiedź. Dlatego rozsądnie jest i o taki postulat wnoszę, żeby stopniować wybitność Wielkich Polaków i Wielkich Bydgoszczan co najmniej 20 lat po ich odejściu z ziemskiego łez padołu. Niech czas złagodzi emocje, niech dorobek przetrwa próbę co najmniej dwóch dekad i wtedy przyznajmy tytuły wielkich, większych i największych. Czyniąc to za życia „największych żyjących bydgoszczan” tylko robimy im tym samym nieodwracalną krzywdę.
Napisz komentarz
Komentarze