W pierwszej dekadzie XXI w. kredyt frankowy był najkorzystniejszą opcją. Pani Zosia (prosiła o nieujawnianie swojego nazwiska) postanowiła kupić mieszkanie w 2008 roku. Frank był wtedy tani, jego kurs oscylował wokół 2 zł, boom na nieruchomości trwał w najlepsze. Banki dawały kredyty każdemu, kto spełniał podstawowe wymagania.
W tym czasie zdecydowana większość kredytów hipotecznych była udzielana we franku, ponieważ raty były o 1/3 niższe, niż w przypadku kredytów złotowych. Pośrednicy kredytowi oraz pracownicy banków polecali głównie takie kredyty, gdyż z punktu widzenia kredytobiorcy były one atrakcyjniejsze, tańsze. Dlatego bankom i pośrednikom łatwiej było je sprzedać, tłumaczyli konsumentom, że we franku mają zdolność kredytową, a w złotych polskich już nie.
Jeśli bardziej dociekliwi i ostrożniejsi klienci dopytywali, co będzie kiedy kurs franka wzrośnie, najczęściej słyszeli, że nie ma szansy, żeby gwałtownie zdrożał, bo wcześniej nie było takich przypadków. Może trochę skoczyć, ale nadal kredyt frankowy będzie korzystniejszy, niż złotówkowy. Większości kredytobiorców wystarczała taka odpowiedź. Uznawali, że mają do czynienia z ekspertami, którzy wiedzą, co mówią, i nawet nie zastanawiali się nad kredytem złotówkowym.
Niestety wraz z upływem lat, po niespodziewanym uwolnieniu kursu CHF, zmian kursów walut, kredyty we franku coraz bardziej ciążą niektórym frankowiczom. Częsta jest sytuacja, że kredytobiorca już spłacił więcej, niż wziął, jednak pozostało mu do spłaty więcej, niż pożyczył.
„Życie z kredytem nie jest proste, szczególnie teraz, gdy wysokość raty wyznacza na co jeszcze mogę sobie pozwolić w danym miesiącu. To jest chore. Ja już tak dłużej nie chcę żyć. Tym bardziej, że w mojej umowie znajdują się zapisy niedozwolone” – zauważa pani Zosia.
Prowadzi to do frustracji i zniecierpliwienia frankowiczów.
Zaprezentowane w lutym 2022 r. wyniki badań UCE Research i SYNO Poland dowodzą, że prawie 40 proc. Polaków spłacających kredyt frankowy, którzy do tej pory nie wystąpili na drogę sądową przeciwko swojemu bankowi, zamierza to zrobić w najbliższym czasie. Blisko 34 proc. badanych jest niezdecydowanych. Z tego samego badania wynika, że niemal połowa (49,9 proc., w ub. roku było to 36,5 proc.) respondentów nie chce rozmawiać z bankiem o ugodzie.
„My tu w Polsce boimy się podejmować rękawicę i występować z pozwem przeciw instytucjom. Na szczęście w moim przypadku – czyli w przypadku frankowiczów, szlak został przetarty i raczej nie obawiam się przegrania sprawy w sądzie” – przekonuje pan Zbigniew, spłacający kredyt frankowy (prosił o nieujawnianie danych osobowych).
Niestety procesy sądowe wiążą się z wysokimi opłatami. Koszt wynajęcia prawnika i przeprowadzenia procedury może wynosić nawet 30-40 tys. złotych. Nie zawsze jednak trzeba płacić za usługi przed podjęciem działań prawnych. Na polskim rynku pojawiły się nowe formy finansowania postępowania sądowego dla frankowiczów. Polegają one na całkowitym przejęciu ciężaru opłat z kredytobiorcy pozywającego bank. Tak działa firma RePlan.pl.
„RePlan opłaca za konsumenta wszystkie koszty radcy prawnego czy też adwokata oraz koszty sądowe – do czasu wygrania sprawy. Dopiero po osiągnięciu sukcesu, konsument płaci RePlan wynagrodzenie” – wyjaśnia mecenas Anna Lengiewicz, założycielka kancelarii LWB, współpracującej z replan.pl w sprawach frankowiczów.
Oznacza to, że jeżeli kredytobiorca zdecyduje się pozwać bank, może to zrobić nie ponosząc żadnych kosztów, ani na starcie, ani w toku postępowania. Nie płaci, aż do wygrania sprawy w sądzie.
„Osobiście na początku byłam trochę nieufna. No, bo co to za RePlan? Wcześniej nie słyszałam nic o tej firmie. Jednak dowiedziałam się, że za obsługę prawną odpowiada kancelaria LWB. Widziałam wypowiedzi współwłaścicielki kancelarii, pani Lengiewicz w internecie – mówiła dużo o sprawach frankowych i wydała mi się osobą godną zaufania. Podczas rozmowy pani mecenas rozwiała wszelkie moje wątpliwości i udzieliła obszernych wyjaśnień. Zapewniła, że nie ma czego się bać, że orzecznictwo sprzyja bardzo mocno frankowiczom, a dodatkowo moja umowa oraz moja osobista sytuacja zostanie indywidualnie oceniona pod kątem ryzyka przegrania sprawy w sądzie” – wylicza pani Zosia.
Po zgłoszeniu się frankowicza zainteresowanego odzyskaniem swoich pieniędzy do przedstawiciela RePlan, prawnicy wykonują analizy dokumentów i szacują ryzyko.
„Całość obsługi przebiega bardzo sprawnie. Jeszcze przed podpisaniem umowy miałem możliwość umówienia się na telefon z prawnikiem seniorem, który podczas prawie godzinnej rozmowy odpowiadał na moje pytania. Dostałem też zaproszenie na webinar, gdzie dwie prawniczki odpowiadały na najczęściej zadawane pytania. Uzyskałem odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytań i z ulgą stwierdziłem, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Patrząc na publikowane w prasie statystyki spraw frankowych, gdzie ponad 90 proc. frankowiczów wygrywa w sądach z bankami, zdecydowałem się na podjęcie tego ryzyka, tym bardziej, że mam szansę odzyskać 50 tys. złotych” – przekonuje pan Zbigniew.
Po podpisaniu umowy, kancelaria przejmuje sprawę. Klient dostaje informację o dokumentach niezbędnych do złożenia pozwu. Pracownicy kancelarii LWB udzielają dokładnych wskazówek, a nawet przygotowują pismo do banku.
„Teraz LWB zajmuje się przygotowaniem dokumentów. Muszę jeszcze uzyskać zaświadczenie z banku z potwierdzeniem wypłaty kredytu, historią wypłat, informacjami po jakim kursie przeliczyli mi kredyt... Potem LWB przygotuje wezwanie do zapłaty dla banku. Gdy bank nie zapłaci, zacznie się postępowanie przedsądowe i złożenie pozwu do sądu. Czuję, że jestem w dobrych rękach. Cieszę się, że zdecydowałam się na ten krok. To wcale nie jest takie trudne. Wszystkim zajmują się prawnicy. Ja tylko dostarczam dokumenty, a oni mówią co i jak” – podsumowuje pani Zosia.
Tekst powstał w ramach cyklu „Kłopoty z kredytami frankowymi i jak je rozwiązać”.
Jeśli chcecie Państwo opowiedzieć o swoich problemach z kredytem frankowym, wyślijcie szczegóły na adres: [email protected].
Napisz komentarz
Komentarze