Prof. Kowalewski wskazał, że skuteczność leczenia onkologicznego jest mierzona długością przeżycia całkowitego po zakończeniu leczenia - najczęściej jest to odsetek przeżyć pięcioletnich oraz czas wolny do nawrotu choroby.
"Czy te wskaźniki dla chorych leczonych w roku 2019 będą znamiennie korzystniejsze od tych leczonych w 2020 i 2021 - dowiemy się za kilka lat. W matematycznym i statystycznym ujęciu. Dziś takie informacje są intuicyjne. Ogólnie - być może - istnieją przesłanki, że w skali całego kraju tak może być. Uważam jednak, że niekoniecznie musi to dotyczyć każdego ośrodka" - powiedział prof. Kowalewski.
Przedstawił szereg danych obrazujących pracę Centrum Onkologii w ostatnich trzech latach. W 2019 roku wykonano 234 tysiące porad w zakresie ambulatoryjnych świadczeń. W 2020 roku było ich 228 tysięcy, a w 2021 - 252 tysiące. W 2019 roku podano 34,6 tysiące cykli chemioterapii u pacjentów, a w 2020 - 38,9 tysięcy, a w 2021 - 43 tysiące.
"Przez ostatnie dwa lata utrzymaliśmy bardzo wysoką jakość świadczeń. Zwiększyliśmy liczbę wykonywanych procedur. Nie mieliśmy problemów z dostępem do leków, materiałów jednorazowych itd. Mogliśmy sobie pozwolić na finansowe i organizacyjne zabezpieczenie przeciwepidemiczne szpitala i utrzymanie reżimu sanitarnego na takim poziomie, że przed dwa lata nasze Centrum funkcjonowało bez zaburzeń" - zaznaczył dyrektor.
W 2019 roku w Centrum Onkologii wykonano 6200 zabiegów operacyjnych. W 2020 roku był niewielki spadek - do 5900, ale w 2021 roku było ich znów 6250.
Liczby dotyczące radioterapii to odpowiednio 5300 (2019), 5450 (2020) i 5580 (2021).
"Pewnym wykładnikiem jest też liczba operacji z dostępem małoinwazyjnym. Takie operacje są zarezerwowane dla wczesnych faz nowotworów" - powiedział.
W 2019 roku było ich na Oddziale Klinicznym Chirurgii Onkologicznej 15,5 proc., w 2020 - 16 proc., a w 2021 - 21 proc.
W zakresie chirurgii klatki piersiowej i nowotworów te procenty to odpowiednio 38, 43 i 66. W urologii - 56, 58,7 i 63 proc.
"W całym szpitalu mieliśmy ich 30 proc. w 2019 roku, 32,5 w 2020 i 39 proc. w 2021 roku. Nie widzę więc jakiejś katastrofy diagnostycznej, niemocy operacyjnej czy załamania się stanu chorych w postaci zgłaszania się tylko pacjentów, którym można by zaproponować chemioterapię paliatywną" - ocenił prof. Kowalewski.
Wskazał także na bardzo ważny aspekt profilaktyki onkologicznej, a mianowicie współpracę z POZ.
Także w tym zakresie, czego wymiernym dowodem jest liczba kart DiLO, z którymi pacjenci zgłosili się do bydgoskiego szpitala bądź byli poddani leczeniu po założeniu karty w tej placówce. Nie zanotowano więc problemów z dostępnością do diagnostyki.
W 2019 roku chorych z tymi kartami weszło do systemu Centrum Onkologii 9074, w 2020 było ich 8770, ale w 2021 było ich już 11200.
"Tak to wygląda u nas. Być może to tsunami i Armagedon, o którym się mówi, czeka nas w ogólnej populacji. Ja mogę jednak mówić za placówkę, za którą odpowiadam. Co nas uratowało? To, że nie mieliśmy żadnych zadań covidowych. Nas ani na moment nie przekształcono. Centra Onkologii miały być zielonymi wyspami i u nas - w regionie kujawsko-pomorskim - to się udało. Znam opowieści z innych szpitali i działo się różnie. To wszystko prawda. U nas w Bydgoszczy - gdyby nie to, że codziennie mówi się o epidemii i zgonach z nią związanych - to przeglądając nasze statystyki za lata 2019-2021 - nie ma tąpnięcia, katastrofy i pogorszenia dostępności do diagnostyki i specjalistycznego leczenia. Te parametry ciągle idą w górę" - podsumował prof. Kowalewski.
(PAP)autor: Tomasz Więcławskitwi/ mir/
Napisz komentarz
Komentarze