W pierwszą rocznicę śmierci - z udziałem Wojciecha Banacha, Małgorzaty Grajewskiej, Krzysztofa Grzechowiaka, Grzegorza J.Grzmot-Bilskiego, Jarosława Jakubowskiego, Jana Kaji, ks. Łukasza Krzewińskiego, Macieja Krzyżana, Alicji Mozgi, Bartłomieja Siwca, Marka Kazimierza Siwca, Jacka Solińskiego, Hanny Strychalskiej, Krzysztofa Szymoniaka, Wiesława Trzeciakowskiego, Jana Wacha, Romy Warmus. Czytanie tekstów – autorzy i Roma Warmus.
Mieczysław Franaszek, ur. 18 VI 1944 r. w Krakowie zm. 31 VII 2019 r. w Bydgoszczy. Aktor, teatralny i filmowy, podróżnik i fotograf. Absolwent Wydziału Aktorskiego PWST Kraków, 1968. Debiut – 1966 w Teatrze „STU”. Teatry: Nowa Huta, Kraków, Sosnowiec, Opole, Koszalin, Szczecin, Poznań, Bydgoszcz. Współpracował w latach 60. z ośrodkiem TVP Kraków, później z redakcjami radiowymi wielu miast. W 1986 zagrał główną rolę w filmie „Bohater roku” F. Falka. Brał udział w krajowych i międzynarodowych festiwalach teatralnych, na których otrzymywał nagrody aktorskie, m.in. w Erlangen (Niemcy), Zagrzebiu (Jugosławia), Szczecinie, Krakowie. W 2013 roku otrzymał Medal za Twórczy Wkład w Kulturę Chrześcijańską, w 2018 r. Srebrny Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Od 2007 roku podjął stałą współpracę z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy, z którą współpracował do ostatnich dni swojego życia.
W latach 2011 – 2019 wykładał w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. W latach 2012 – 2014 przygotował i wystawił trzyczęściowy monodram „Rady dobrego Boga”, w 2015 i 2016 roku zaprezentował dwie części tego spektakl w Edynburgu oraz w 2016 monodram poetycki „Myśl jest przestrzenią dziwną”.
Zajmował się fotografią reportażową dokumentując swoje podróże: Europa, Afryka (Egipt, Maroko, Tunezja), Azja (Chiny, Indie, Iran, Izrael, Jemen, Jordania, Liban, Nepal, Syria, Turcja, Uzbekistan) i Ameryka Południowa(Boliwia, Peru). Prezentował swoje fotografie na wystawach indywidualnych w Bydgoszczy, Warszawie, Toruniu, Sopocie i Krakowie.
Podróże Mieczysława Franaszka
Patrzę na kolorowe fotografie Mieczysława Franaszka pochodzące z jego egzotycznych wypraw i widzę przede wszystkim ludzi. Nie krajobrazy, nie skarby architektury, nie wspaniała przyroda, ale właśnie człowiek znajduje się w centrum zainteresowania fotografa. Owszem, był Franaszek turystą, przechodniem, ale starał się raczej wtopić w otoczenie, wniknąć w klimat rejestrowanego świata czy zjawiska. Jego kadry nie służą kolekcjonowaniu wrażeń, ale raczej zrozumieniu fenomenu danego zakątka świata. Jest to zatem fotografia reportażowa, ze szczególnym naciskiem na psychologię prezentowanych postaci i ich związek z miejscem.
Modele fotografowane przez artystę, przecież wybierane spontanicznie i bez wcześniejszych „ustaleń”, nawet jeśli mają świadomość bycia fotografowanym, zachowują autonomię. Innymi słowy – autor zdjęć nie przekraczał granicy prywatności modeli, pozostawiając im pełną swobodę. Uprawiając fotografię uliczną, starał się być bydgoszczanin dyskretnym voyeur’em ludzkich zachowań, gestów, spojrzeń. Przedstawiciele dalekich kultur siłą rzeczy są dla nas, ludzi Zachodu, zjawiskiem ciekawym z czysto poznawczego punktu widzenia i tak na nich patrzymy. Elementy folkloru takie, jak stroje czy obrzędy, są owszem, ważnym elementem świata przedstawianego przez fotografa, jednak przede wszystkim rzuca się w oczy pewien uniwersalizm widzenia. Wszyscy, niezależnie od zamieszkiwanej części świata, jesteśmy w gruncie rzeczy do siebie podobni. Łączą nas emocje i pewnie życiowe doświadczenia, chociaż zdobywane w diametralnie czasem różnych warunkach.
Niewykluczone, że wybór tzw. Trzeciego Świata na cel eksploracji wziął się z przekonania autora, że cywilizacja nie zdołała tam jeszcze narzucić człowiekowi maski, że jest on bardziej autentyczny, a przez to atrakcyjny jako temat. Nostalgia za rajem utraconym, za bezpowrotnie zaprzepaszczoną niewinnością? Być może. To tylko moje przypuszczenie. Z pewnością jednak nie każdy miałby odwagę spotkać się oko w oko z Innym, i to w tak, chciałoby się powiedzieć, laboratoryjnym wydaniu. Wymaga to postawy otwartości, braku uprzedzeń oraz przede wszystkim ciekawości świata.
Patrzę na fotografie Mieczysława Franaszka jak na swego rodzaju lustro, w którym odbija się osoba autora. No bo spójrzmy na te twarze – wyrażają jeśli nie zanurzenie we własnych sprawach, to zaufanie wobec fotografującego. Bywa że lekkie zawstydzenie, jakby przyłapane na czymś intymnym, ale przecież nigdy nie są to twarze wyrażające zdenerwowanie czy wrogość. Łagodne usposobienie autora, człowieka wszak obdarzonego darem niezwykłej empatii i czułości wobec innych, zostaje odzwierciedlone w jego pracach fotograficznych.
W ten sposób dochodzimy do wniosku, że fotograf uwiecznił nie tyle świat, co swoje świata widzenie. Ocalił na fotografiach własne, niepowtarzalne i unikatowe, przeżycia.
Napisz komentarz
Komentarze