Te wszystkie sklepowe wystawy, na które tak narzekamy, byłyby zwyczajne, szare i codzienne. Gdyby ulica Mostowa, Stary Rynek, nie zamieniłyby się w bożonarodzeniowy jarmark i te tysiące ludzi nie przeszłoby między straganami, nie zjadło bigosu, nie wypiło grzańca, nie kupiło ozdób, na które oczywiście też narzekamy i nazywamy pogardliwie chińszczyzną. Gdyby nad Placem Teatralnym nie mienia się kolorami olbrzymia karuzela, i nie powstałyby te wszystkie piękne zdjęcia pokazujące grudniową panoramę naszego miasta.
Gdyby dzisiaj był taki zwyczajny 24 grudnia, z lekko wilgotnym porankiem, trzema stopniami na plusie, rutyną zwyczajnego wtorku. Zamknijcie na chwilę oczy i wyobraźcie sobie, że ten dziwny grudzień, w którym nie spadł nawet jeden płatek śniegu, w którym tak rzadko o świcie lśnią szronem szyby samochodów, w którym jesień zdecydowanie wygrywa nad zimą, jest grudniem bez świąt, jak wtedy wyglądałoby nasze życie?
Nie mielibyśmy nawet na co ponarzekać, że w sklepach to już od 2 listopada wariują; że te reklamy w telewizji dobijają nas zewsząd; że nie idzie wytrzymać tych kilku dni przy stole w których nic innego nie robimy a jedynie jemy; tej ciotki Grażyny i wujka Janusza, którzy zadają tak głupie pytania; tego lenistwa, obżarstwa, komercji.
Pewnie częściowo jest w tym narzekaniu trochę racji. Ale choćby przywołać wszystkie zaklęcia i powody do smutku, to jednak my Polacy wiemy jedno: ten czas między wigilią a Sylwestrem, ten klimat i nastrój nawet w pochmurny jesienny grudzień, te nasze nocne rozmowy i tęsknoty, narzekania, to najpiękniejsze co nam się mogło przytrafić.
Dlatego delektujmy się tymi dniami, bo następne będą dopiero za rok, jeśli będą. I tego życzę z serca wszystkim czytelnikom, niech ten czas będzie po prostu nasz, spędzony na naszych warunkach, z uwzględnieniem tego wszystkiego na co tak bardzo narzekamy, ale gdybyśmy to stracili, to nasze życie zwyczajnie straciłoby sens.
Napisz komentarz
Komentarze